środa, 3 marca 2021

Dowód w sprawie owiec i kóz wywiezionych 3 maja 2018 roku

Proszę o wydruk zdjęcia w kolorze, ponieważ kolor jest istotnym dowodem.     II SA/Ol 64/21 konie i pies, sprawa administracyjna w Olsztynie    PR 1 Ds 801.2020, II Kp 40/21  obraza stalkerów z GOPSu Kowale Oleckie, Truchan, MM, Szerel  II K 624/18 owce i kozy, SSR Janeczek  II K 358/19 konie i pies, SSR Mazur  II K 519/19 obraza bandytów + podarcie protokołu, SSR Janeczek    III RNs 181/17 Wniosek GOPS o psychiatryk, SSR Borowski
Dowód w sprawie owiec i kóz wywiezionych 3 maja 2018 roku Wnoszę o przyjęcie dowodu z moich zeznań popartych twardym dowodem w postaci zdjęcia wykonanego przeze mnie na moim pastwisku w dniu 21 kwietnia 2018 roku. Ponieważ fundacja Molosy Adopcje bazując na tym, że SKO Olsztyn nie dopuścił mojego odwołania w sprawie owiec i kóz do rozpatrzenia, twierdzi, że kradzież moich zwierząt w roku 2018 była zasadna, pozwoliłam sobie opisać okoliczności rabunku moich owiec, kóz i psów. Szanowni sędziowie, ponieważ jestem na wszystkich forach internetowych atakowana przez zorganizowaną grupę przestępczą, która na mnie napadła i mnie okradła ze zwierząt, oraz która mataczy w sprawach moich zwierząt i zakłamuje rzeczywistość, oraz wkręca w nagonkę przeciwko mnie coraz to nowe osoby, pragnę wyjaśnić to co następuje: W nocy 3 maja 2018 roku zorganizowana grupa przestępcza działająca pod przykrywką ustawy o ochronie zwierząt ukradła moje zwierzęta. Zrabowane zwierzęta były zadbane, zdrowe, prawidłowo odżywione i zaopiekowane przeze mnie oraz moją koleżankę Anję Weidner. Owce w okresie zimowym wytwarzają grube, długie runo, które chroni je przed zmianami pogodowymi i klimatycznymi. Dzięki tej wełnie owce zimą nie marzną. Gruba warstwa wełny stanowi też zaporę dla drapieżników. Dzięki grubej warstwie wełny owce nie potrzebują ocieplanych budynków. Zwłaszcza rasy prymitywne takie jak wrzosówka są doskonale dostosowane do zmieniających się warunków pogodowych. Są to niewielkie, drobne owieczki o budowie ciała przypominającej budowę ciała kozy. Owieczki rasy wrzosówka są to owce kościste z natury. Po ostrzyżeniu bardziej przypominają sarenki bądź kozy niż owce. Żeby je znacząco odchudzić wystarczą dwa tygodnie trucia, intensywnego głodzenia i odwadniania. Aby doprowadzić ich organizmy do wyniszczenia wystarczy podawać im środki farmakologiczne które wywołują biegunkę oraz nie podawać im paszy i wody. Ponadto sam akt wywiezienia zwierząt z ich domu powoduje u nich ogromny stres, który sprawia, że zwierzęta same z siebie nie chcą jeść przez pierwszy tydzień lub dwa. Nie powinno podawać się zwierzętom zestresowanym środków na odrobaczenie, ponieważ one doprowadzają zwierzęta do śmierci. Owce rasy wrzosówka to owce z natury bardzo płochliwe i w sytuacji brutalnego wywiezienia z ich domu rodzinnego i przewiezienia w niesamowitym ścisku i podczas tratowania na obcą farmę wśród obcych ludzi powoduje to, że te zwierzęta szaleją ze strachu. Nie wolno podawać środków obciążających serce zwierzętom spanikowanym. Samo obniżenie nastroju zwierząt prowadzi do obniżenia ich odporności. W wyniku podawania środków chemicznych dla zwierząt wysoce spanikowanych doprowadza się do ich zgonów. Moje zwierzęta przed wywiezieniem były odrobaczone i nie wymagały odrobaczania. Moje zwierzęta przed wywiezieniem były zdrowe i zadbane i nie wymagały ratowania. Zorganizowana grupa przestępcza od samego początku mataczyła i zakłamywała rzeczywistość w sprawie moich zwierząt. Krętacze ukartowali tę kradzież wcześniej, dużo wcześniej. Cała ta ich pseudo interwencja przeprowadzona w dzień 2 maja 2018 to były ruchy pozorowane. W tym dniu na gospodarstwie nie było żadnych padniętych zwierząt, nie było żadnych chorych zwierząt, ani zwierząt w stanie agonii. Wszystkie zwierzęta były zdrowe, zadbane i w bardzo dobrej kondycji. Tylko jedna owca miała na nogach rany po pogryzieniu przez psa Karola Wąsewicza, czyli konfidenta i wolontariusza fundacji Molosy Adopcje, oraz sadysty, który wielokrotnie znęcał się nad moimi zwierzętami co było zgłaszane zarówno na policji jak i w prokuraturze. Ja tej pogryzionej owcy jej rany przemywałam wodą utlenioną. Nic innego nie można było zrobić, co najwyżej dobić ją. Inspektorzy weterynarii widzieli tę owcę 12 kwietnia 2018 roku, ale nie dali mi żadnych dyspozycji co do niej. Byłam zdziwiona, bo spodziewałam się polecenia dobicia jej. Podczas ich najścia w dniu 12 kwietnia 2018 roku nie sporządzili protokołu kontroli ani nie wręczyli mi egzemplarza tego protokołu. Według zasad i procedur obowiązujących powiatowe inspektoraty weterynarii mieli obowiązek taki protokół sporządzić i mi go okazać oraz umożliwić ustosunkowanie się do treści tam zawartej, a także zostawić mi egzemplarz tego protokołu. Warto dodać, że dnia 12 kwietnia 2018 roku inspektorzy nie przyjechali sami, a przywlekli ze sobą dwóch funkcjonariuszy Policji, którzy wcześniej przyjechali przed nimi - dużo wcześniej i stali przed moim gospodarstwem czekając na inspektorów. Trudno przeto jednoznacznie wskazać kto był prawdziwym pomysłodawcą przeprowadzenia kolejnej uporczywej kontroli na moim gospodarstwie, gdyż pierwsi przyjechali policjanci i dość długo czekali na drodze na inspektorów. Ponadto obecność policji nie była konieczna, ponieważ ja nie jestem agresywna i nie rzucam się na inspektorów. Również tego dnia umożliwiłam przeprowadzenie kontroli na moim gospodarstwie przez Kornela Laskowskiego. Inspektor wszedł na moje siedlisko i zrobił zdjęcia. Widział paszę, suplementy i wodopoje. Widział też żywe zwierzęta, które swobodnie przemieszczały się po moim gospodarstwie. Inspektor Kornel Laskowski nie zgłaszał do mnie żadnych uwag na temat moich zwierząt z wyjątkiem pretensji o brak kolczyków. Z jego ust nie padły żadne dramatyczne słowa na temat rzekomego wyniszczenia lub zaniedbania moich zwierząt. Nie dostałam też polecenia ostrzyżenia owiec, prawdopodobnie dlatego, że 12 kwietnia były jeszcze przymrozki. Jedna owca była ciężko ranna przez psa Karola Wąsewicza. Wyjaśniłam inspektorowi Dariuszowi Salamonowi i inspektorowi Kornelowi Laskowskiemu w jakiej sytuacji została pogryziona. To było szczucie psem, przez pracownika Karola Wąsewicza, który mieszka w Sokółkach na zakręcie. Kornel Laskowski złapał za telefon i zadzwonił gdzieś - sądziłam, że na komendę by zgłosić to szczucie. Ale na miejscu był patrol Policji, do którego mógł zgłosić szczucie, więc on chyba zadzwonił do fundacji, żeby zabrała mi zwierzęta, bo 20 dni później przyjechał z fundacją by je zabrać, i on tę fundację osobiście wprowadził na mój teren, oczywiście bez mojej zgody. W dniu 12 kwietnia 2018 roku na mojej posesji w tym samym czasie co inspektorzy weterynarii powiatowej z Olecka znajdowali się też pracownicy schroniska w Bystrym, którzy łapali czarnego psa, który wcześniej atakował moje owce. Oni przyjechali w związku z moim zgłoszeniem do Urzędu Gminy i schroniska tego psa. Inspektor Dariusz Salamon cynicznie podważał to, że ten pies wcześniej atakował moje owce i zagryzł jedną z nich. Dariusz Salamon nie był przy tym jak ten pies atakował moje owce i nie był tego świadkiem, a podważał to co widziałam ja i Niemka czyli świadkowie zdarzenia. Warto tu dodać, że zanim Salamon do mnie przyjechał, na Facebooku na profilu Rancho de Syf, hejterzy tam zgromadzeni poddawali w wątpliwość czy ten pies zaatakował moje owce. Te osoby zgromadzone na Facebooku nie były świadkami tego zdarzenia, a celowo podważają wszystkie moje zeznania i zdarzenia, które ja opisuję na moim blogu, aby wyrządzić mi szkodę. Salamon jest w jakiś sposób z tymi osobami związany - nie wiem czy tylko czyta to co oni wypisują czy również z nimi koresponduje i z nimi kolaboruje przeciwko mnie. W zasadzie można uznać, że kolaboruje z tymi osobami przeciwko mnie, ponieważ wszystkie oszczerstwa, które tam są wypisywane na mój temat on przyjmuje jako pewnik. Podobnie robi Kornel Laskowski. Kornel Laskowski udziela się także na stronie hejterskiej zorganizowanej przeciwko mnie na portalu re-volta. Tam także są snute różne jadowite, a fałszywe opowiastki na mój temat. Po tym najściu w dniu 12 kwietnia 2018 roku na wniosek inspektora PIW Olecko, Dariusza Salamona, zostałam ukarana mandatem za brak kolczyków u części owiec i kóz. Nie spotkałam się z zarzutem Salamona abym miała się znęcać nad zwierzętami. Nie złożył takiego zawiadomienia. Nic mi o tym nie wiadomo - nie byłam w tej sprawie przesłuchiwana. Skoro inspektorzy Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Olecku nie złożyli w dniu 12 kwietnia 2018 roku zawiadomienia o rzekomym znęcaniu się przeze mnie nad zwierzętami to znaczy, że nie stwierdzili czegoś takiego. Ci ludzie są tak do mnie wrogo nastawieni, że gdyby byli świadkami jakiegokolwiek znęcania się przeze mnie nad zwierzętami na pewno nie przepuścili by okazji żeby na mnie złożyć doniesienie. O ich wrogości wobec mnie świadczy między innymi ilość przeprowadzanych uporczywych kontroli na moim gospodarstwie po każdym anonimowym donosie, a także to, że z upodobaniem zabierają ze sobą na każdą kontrolę policję, która ma mnie stresować i wprowadzać psychozę zastraszania. Nigdy żadnego z tych inspektorów nie zaatakowałam fizycznie ani nie ubliżałam im wulgarnie podczas kontroli. Jedyne co robiłam to po takich uporczywych, złośliwych kontrolach opisywałam ich zachowanie na moim blogu. Czasami także robiłam zdjęcia, aby mieć dowód kontroli, bo zdarzało im się mnie kontrolować, a nie sporządzać protokołu kontroli. PIW Olecko nie ma prawa robić najść na rolnika, a jeśli robi najście to musi to być forma formalna czyli kontrola z protokołem. Strona hejterska na Facebooku o nazwie Rancho de Syf od lat prześladuje mnie i napuszcza na mnie instytucje w tym weterynarię powiatową. Po każdym fałszywym donosie, po każdym oszczerstwie opublikowanym na tej stronie, inspektorzy do mnie przyjeżdżała i mnie nękają. Także na skutek oszczerstw produkowanych przez tą stronę inspektorzy postanowili mnie okraść, ponieważ czują poparcie publiczne. Prokuratura Olecka chroni tę stronę hejterską, ponieważ odrzuciła wszystkie moje wnioski o ściganie tych osób i ich ukaranie. Także po tym jak fundacja ukradła moje owce i kozy oraz psy, nie postawiono mi zarzutów i przez wiele miesięcy procedowano sprawę w sprawie rzekomego znęcania się nad zwierzętami, bez wskazania osoby oskarżonej. Tego typu postępowanie miało na celu uniemożliwienie mi zapoznania się z materiałem dowodowym i ustosunkowania się do niego. Ukrywano przede mną zawartość akt, jednocześnie inwigilowano mnie, na siłę wyszukiwano haczyki w dokumentacji takiej jak mój akt notarialny, dane z ARiMR, ale uniemożliwiano mi odniesienie się do oszczerstw zawartych w tych aktach prokuratorskich, a fabrykowanych przeciwko mnie przez fundację Molosy Adopcje i pracowników wynajętych przez wójta. Gdy przedstawiłam Prokuraturze Oleckiej twarde dowody w postaci filmów nagranych w dniu kradzieży moich zwierząt na których widać zwierzęta zdrowe i zadbane, Prokuratura Olecka pośpiesznie wynajęła biegłego, który na podstawie fałszywych zeznań fundacji napisał swoją bezwartościową opinię na temat moich zwierząt - nie badając moich zwierząt i nie widząc ich na oczy - ani na moim gospodarstwie, ani na gospodarstwie wójta. W oparciu o tę nierzetelną opinię prokuratura postawiła mi zarzuty rzekomego znęcania się, a sąd wszczął postępowanie. Dopóki w mojej sprawie zeznawali oszczercy postępowanie toczyło się, a gdy zaczęli zeznawać moi świadkowie i mówić prawdę to nagle wysłano mnie na badania psychiatryczne aby przerwać proces udowadniania mojej niewinności. Fundacja również ukryła materiał dowodowy w postaci filmów nakręconych na moim gospodarstwie w dniu 2 maja 2018 roku przez fundację. Jest tylko jeden film dostępny na internecie, a pozostałe zostały ukryte, bo pokazywały obszerną, czystą i w dobrym stanie technicznym stajnię moich zwierząt i czystość w niej panującą oraz paszę zgromadzoną. Fundacja Molosy Adopcje ukrywa dowody w sprawie świadczące na moją korzyść. Przeciwko pracownikowi Karola Wąsewicza, który szczuł psami moje owce i kozy nie wszczęto żadnego postępowania - nic mi o tym nie wiadomo. Policja i prokuratura Olecka chroni przestępców i robi to moim kosztem i kosztem moich zwierząt. Z całą pewnością Karolowi Wąsewiczowi nie zabrano zwierząt za znęcanie się nad moimi. Również nie zabrano zwierząt Karolowi Naruszewiczowi, którego pies zagryzł w marcu 2018 roku 6 moich owiec. Karol Naruszewicz w 2017 i 2018 roku nie miał obory dla bydła. Bydło trzymał bez obory i bez wiaty, w maleńkim, ciasnym chlewku nie spełniającym wymogów minimalnego utrzymania zwierząt. Zarówno 12 kwietnia jak i 2 maja 2018 roku, stajnia moich zwierząt była czysta i wyposażona w paszę i suplementy, a podłoga była pościelona na bogato czystą słomą. Zwierzęta przeze mnie hodowane w systemie otwartym były prawidłowo odżywione i zadbane. Na gospodarstwie znajdowała się pasza objętościowa i treściwa dobrej jakości, czysta woda do picia, suplementy oraz całodobowa opieka, a gospodarstwo było ogrodzone dookoła siatką leśną i pastuchem elektrycznym. Poniżej dowód, zdjęcie wykonane na moim gospodarstwie przedstawiające zdrowe, zadbane owce na zielonej łące w dniu 21 kwietnia 2018, czyli 12 dni przed kradzieżą stada przez tych oszustów i krętaczy. W dniu 2 maja 2018 trawa była już znacznie wyższa i gęściejsza. Na zdjęciu widać wielobarwne owce na zielonej łące, obok czynnego wodopoju w dniu 21 kwietnia 2018, czyli 12 dni przed kradzieżą stada przez fundację Molosy Adopcje i wójta Kowali Oleckich, Krzysztofa Locmana. Wodopoje były wykopane w 2017 i w 2018 roku przeze mnie. W tym celu wynajęłam 3 koparki. Wydałam kilka tysięcy złotych na te wykopy. Nie można zatem fałszywie zarzucać mi, że nie dbałam o zwierzęta. Wykosztowałam się. Jestem codziennie na farmie i codziennie zajmuję się zwierzętami przez wszystkie 18 lat jak mieszkam na Mazurach. Wielobarwność runa owiec oraz różnorodność jego struktury potwierdza różnorodność genetyczną stada. Materiał genetyczny kupiłam z trzech różnych hodowli, właśnie po to, żeby krzyżować owce z osobnikami nie spokrewnionymi. Na moim gospodarstwie nie było krycia wsobnego. Owce były kryte starannie dobranymi baranami niespokrewnionymi z samicami. Co roku rodziły mi się coraz piękniejsze jagnięta: coraz większe, dorodniejsze, silniejsze, coraz bardziej urodziwe. Owce hodowałam na runo. Miałam zbyt na to runo, oraz plany osobistego wyrobu kołder wełnianych, oraz filcowych kapeluszy i onucy do gumiaków, jako, że z zawodu jestem także krawcową i potrafię kroić i szyć, a wyroby wełniane są bardzo ciepłe i wręcz mają zdrowotne właściwości, bardzo korzystne dla osób chorujących na reumatyzm. Udało mi się wyhodować owce o dużej różnorodności barw runa. Miałam owce białe, kremowe, czarne, brązowe, siwe, grafitowe, popielate i beżowe, a także w barwie balejaż. Taka różnorodność barw runa wynikała z krycia owiec starannie dobieranymi, różnymi baranami. Poza tym znajdują się dowody w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa świadczące o tym, że kupiłam owce z trzech różnych stad, z trzech różnych hodowli. Wśród tych zakupionych owiec były też dorodne barany zarodowe. Podkreślam, że u mnie padnięć nie było, a zwłaszcza z powodów genetycznych. Padnięcia były dopiero u wójta, po truciu, intensywnym głodzeniu i odwadnianiu stada, a także w wyniku urazów doznanych przez owce podczas niehumanitarnego transportu z mojego gospodarstwa, na gospodarstwo wynajęte przez wójta. Na załączonym zdjęciu, widać na mojej łące grube, czyste, dobrze wypasione i zdrowe owce. Poza rosnącą już trawą, owce, kozy i konie były karmione sianem z bel zgromadzonych w stajni, oraz na wybiegu za drewutnią i w drewutni. Miały swobodny dostęp do paszy i wody oraz stajni. Zwierzęta nie były zamykane i krępowane. Swobodnie przemieszczały się pomiędzy stajnią, podwórkiem, wodopojem i wybiegiem dla zwierząt. Były oswojone, spokojne i ufne wobec mnie, mimo tego, że znakomity ich odsetek stanowiły owce rasy wrzosówka, czyli prymitywnej, dzikiej, bardzo płochliwej. To zaufanie owiec wobec mnie wynikało z tego, że ja je zawsze bardzo dobrze i cierpliwie oraz łagodnie traktowałam. Owce chodziły sobie swobodnie przez cały rok po moim gospodarstwie, natomiast raz do roku strzygłam je ręcznie nożycami. Był to jedyny moment w roku, kiedy owce były w jakiś sposób zestresowane, ale starałam się to robić jak najdelikatniej i nigdy nie kaleczyłam owiec. Natomiast u wójta owce podczas strzyży zostały pokaleczone. Słyszałam też opowieści o tym, że owce były tak przerażone i spanikowane, że ze strachu rozbijały się o ściany. U mnie nigdy takich sytuacji nie było. Owce strzygłam pojedynczo, na podwórku, na masywnym stole. Tylko nieliczne cięższe sztuki, które stawiały większy opór były strzyżone na trawie. Reszta owiec leżąca pokotem na podwórku spokojnie się przyglądała moim zabiegom, a po ostrzyżeniu taka owieczka wracała do stada wzbudzając swoim wyglądem sensację wśród pobratymców. Owce widziały, że nie robię nic złego tej strzyżonej owieczce. Dzięki temu dawały mi się złapać i strzyc w miarę spokojnie, bez nadmiernej paniki. Ponieważ owce w sytuacji strzyżenia zawsze się kręcą niespokojnie, prosiłam osobę, która przebywała na moim gospodarstwie, aby trzymała owieczkę podczas strzyży. W roku 2017 i 2018 owce do strzyży trzymała mi Niemka, Anja Weidner. W poprzednich latach owce trzymał do strzyży Kamil Kowalski. Były też sytuacje, że bez pomocy osoby trzymającej sama strzygłam owce. Jest dużo trudniej strzyc niespokojną owcę, gdy nikt dodatkowo jej nie trzyma. Ciężko też ją położyć na stół, dlatego generalnie wolę, żeby ktoś mi pomagał. Owce strzygłam co roku przeważnie na wiosnę. Początkowo strzygłam owce specjalnymi nożycami do runa, potem maszynką do golenia owiec, a potem nożycami krawieckimi i najlepiej mi się cięło właśnie nożycami krawieckimi, których kupiłam sobie 6 par, by w razie stępienia mieć zapas ostrych narzędzi. Po odparowaniu runa i jego wysuszeniu w takim stanie wysyłałam runo do klientek, bądź prałam wpierw, jeżeli zamówienie obejmowało pranie. Runo wysyłałam przez listonosza, lub przez sklep Jarosława Jasińskiego w Sokółkach. Było z tym trochę kłopotów, bo nie chcieli przyjmować paczek do wysyłki, zarówno w sklepie jak i na poczcie. Runo pakowałam w worki zbożowe, a potem dodatkowo w worki foliowe wkładane do worków zbożowych, bo tłuste w lanolinę runo przebijało się przez worki zbożowe i woniało owcą. Miałam też zamówienia takie, że ktoś z telewizji hurtem zamówił większą ilość wełny i przyjechał po nią osobiście samochodem. W roku 2017 nie wszystkie owce udało mi się ostrzyc z tego względu, że na wiosnę miałam mnóstwo roboty przy stawianiu długiego i pracochłonnego ogrodzenia, a późnym latem i na jesieni zostałam zaatakowana i wyprowadzona z równowagi przez skorumpowany GOPS na usługach wójta Locmana i oleckiej policji. W roku 2017 postawiłam w sumie 300 m ogrodzenia. Ogrodzenie postawiłam w ten sposób, że wyizolowałam pastwisko dla owiec o powierzchni półtora hektara. Aby tego dokonać połączyłam moim ogrodzeniem ogrodzenie znajdujące się na granicy między moim gospodarstwem, a gospodarstwem Wąsewicza oraz z rzeką Struga Cichy, która przepływa przez moje gospodarstwo. Potem z tego półtora hektara wydzieliłam jeszcze kawałek na ogród i odgrodziłam go od reszty pastwiska. Z uwagi na pracochłonność i czasochłonność budowy ogrodzenia, wiosna mi upłynęła pod znakiem grodzenia, a także prac ziemnych w tym czyszczenia z roślinności i pogłębiania dna rzeki, skarpowania brzegów rzeki, budowy łagodnych dojść do rzeki, pogłębiania zbiorników wodnych do pojenia zwierząt, wyrównywania ziemi pod ogród, wyrównywania ziemi pod ogrodzenie na południu gospodarstwa. Była to bardzo pracowita wiosna. Przeprowadziłam wtedy na gospodarstwie wiele spektakularnych udoskonaleń infrastruktury gospodarstwa, w tym osuszyłam kawał podmokłej łąki. Z racji pracochłonnosci prac rozmaitych, dopiero późną wiosną, gdy już ogrodzenie ukończyłam, zaczęłam siać i sadzić rośliny i pracowałam w ogrodzie codziennie przez całą wiosnę i lato starając się jak najwięcej posadzić swoich drzewek i krzewów owocowych oraz wysiać swoich warzyw. To co już rosło zaś wymagało regularnego podlewania, ponieważ to było bardzo suche lato. Nosiłam więc wodę konewkami i wiadrami z rzeki. Gdy już z grubsza obrobiłam się w ogrodzie, zabrałam się za strzyżenie owiec. Ostrzygłam kilkanaście z nich. Wtedy wtargnął na moje gospodarstwo GOPS Kowale Oleckie i założył mi sprawę psychiatryczną czym wyprowadził mnie z równowagi. Byłam przerażona, bo te kobiety za wszelką cenę chciały mnie wsadzić do psychiatryka. Nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Byłam wstrząśnięta. Próbowałam się bronić. Pisałam pisma, odwołania. Szukałam pomocy. Czułam się zagrożona przez te kobiety. Z nerwów podczas kolejnych strzyży trzęsły mi się ręce. Musiałam przerwać strzyżę, żeby nie pokaleczyć zwierząt roztrzęsionymi rękami i ostrymi nożycami. Musiałam bardzo dużo czasu poświęcić na udowadnianie sądowi, że nie jestem wariatką. Chcieli mnie zmusić do badań psychiatrycznych wbrew mojej woli. Bałam się, że mnie nie wypuszczą z tych badań. Bałam się nie dlatego, że mam jakąś chorobę psychiczną, tylko dlatego, że czułam, że chcą zrobić mi krzywdę, że chcą wyrzucić mnie z mojego gospodarstwa pod pretekstem niby leczenia w szpitalu psychiatrycznym. Jedna z pracownic GOPS-u powiedziała, że moje gospodarstwo zostanie przez nie zlicytowane na poczet zapłaty za pobyt w tym szpitalu. Dla mnie to co one zaplanowały dla mnie to był koszmar. Doszło do tego, że żeby uwolnić się od nich wymeldowałam się z Gminy Kowale Oleckie. Składałam wnioski do sądu rodzinnego w Olecku o przeniesienie sprawy do Szczecina, bo tam się czuję bezpieczniej i wiem, że nikt ze mnie wariatki na siłę nie będzie robił. Sędzia Andrzej Borowski nie zgodził się na przeniesienie sprawy, poza tym okazało się, że łatwiej im będzie przejąć moje gospodarstwo, gdy jestem wymeldowana, więc się zameldowałam z powrotem. Te pracownice GOPSu sprowadziły do mnie weterynarię powiatową i psychiatrę Daniela Obarę z Ełku w 2017 roku. Wymogły na inspektorze Dariuszu Salamonie, aby napisał na mój temat fałszywą, negatywną opinię. On to zrobił. Poza tym przeprowadził u mnie kontrolę nadprogramową podczas której przyczepił się do moich budynków, mimo, że jeden z nich jest w dobrej kondycji i jest bezpieczny. Salamon próbował wymusić na mnie budowę kosztownej wiaty, która jest przedsięwzięciem kosztownym i bezsensownym, ponieważ u mnie stoi jeden ogromny budynek inwentarski, który mieści wszystkie moje zwierzęta. W tym samym czasie na gospodarstwie obok nie było żadnej obory, a Naruszewicz trzymał stado bydła bez obory i bez wiaty i tam inspektorzy nie robili najazdów i wymuszeń, a GOPS nie kierował ich do psychiatryka. Przyszła jesień i kupiłam ogromne ilości paszy na zimę dla owiec, koni i kóz. Moje zwierzęta jadły tę paszę przez całą zimę i jeszcze na wiosnę. To była bardzo dobrej jakości sianokiszonka i siano. Zwierzęta mi nie chorowały, ani nie padały. Odrobaczałam je tylko środkami naturalnymi i chemicznymi. Moje środki naturalne to pestki dyni i czosnek oraz wrotycz, a środki chemiczne to to co kupiłam u weterynarza, przeważnie to był systamex. Przez większość czasu nie było powodu aby wzywać weterynarza do zdrowych zwierząt. Także moje owce, kozy, klacze same urodziły zdrowe potomstwo. Gdy była konieczność pomocy dla rodzącej matki i noworodka to ja byłam przy zwierzętach. Jeśli była konieczność podsadzenia do wymienia to ja to robiłam. Jeśli była konieczność dokarmiania z butelki też to robiłam - ja i koleżanka Anja Weidner. Gdy jedno ze źrebiąt w marcu 2018 roku dostało biegunkę to wezwałam weterynarza Piotra Chlebusa z Vetolu w Olecku, który odmówił przyjazdu, ale który sprzedał mi w Olecku antybiotyk i lekarstwo na tę biegunkę i poinstruował mnie szczegółowo jak to aplikować. Zrobiłam zastrzyki sama. Źrebię wyleczyłam i ono żyje, wyrosło na pięknego ogiera. To ogier Dar, po mojej klaczy Indiana i moim ogierze Fenix (Fineasz oo). Ponownie owce zaczęłam strzyc na przełomie kwietnia i maja 2018 roku, ponieważ zimą się nie strzyże, z uwagi na niską temperaturę. Do połowy kwietnia jeszcze trafiały się przymrozki. Pod koniec kwietnia zaczęło robić się ciepło. Na przełomie kwietnia i maja było już naprawdę bardzo ciepło, więc zaczęłam strzyc owce. Ostrzygłam dwie owce i przygotowałam do strzyży kolejne 3 sztuki, zakładając im luźno na runo obroże. W dniu 2 maja 2018 przemocą wdarli się na moje gospodarstwo rabusie, w tym fundacja Molosy Adopcje, PIW Olecko, oraz policja. Od samego początku mataczyli. Inspektor PIW Kornel Laskowski nalegał na konfiskatę zwierząt. W mojej obecności telefonicznie umawiał się z Locmanem, gdzie wywieźć moje zwierzęta. Planowali wywieźć wszystkie. Laskowski nie chciał podać mi telefonu, żebym mogła z wójtem porozmawiać. Oni obaj traktowali mnie jak powietrze, jak przedmiot. Dla nich nie liczyło się ani moje dobro, ani dobro moich zwierząt. Postanowili mnie okraść i bezwzględnie realizowali swój plan wykonując te wszystkie ruchy pozorowane. W nocy z drugiego na trzeciego maja 2018 roku, rabusie ponownie wtargnęli na mój teren, tym razem bez inspektora, ale za to przybyli ludzie przysłani przez Locmana, w tym pracownicy Urzędu Gminy i schroniska w Bystrym, któremu Locman zlecił konfiskatę moich psów. Zagnali z łąki do uszkodzonej drewutni moje owce i kozy, a następnie wrzucili je na dwie maleńkie przyczepki konne, jedno na drugie, doprowadzając do tratowania i duszenia się zwierząt. 3 owce po tym transporcie padły na skutek obrażeń doznanych podczas tratowania w tym niehumanitarnym transporcie. Ja na miejscu zgłaszałam obecnym policjantom niehumanitarny transport i domagałam się przerwania tego, ale oni mnie zignorowali, a potem też policjant Adamski zamknął mnie w domu od zewnątrz, także nie mogłam wyjść na podwórko. W mojej obecności załadowali dwie przyczepki konne owcami i kozami i wywieźli je. Zwierzęta przerażone beczały przeraźliwie. Gdy klika już ukradła moje owce i kozy, zabrała się za polowanie na moje konie. Kazano także oddać mi zadbane psy. Grożono mi włamaniem się do domu, jeśli ich nie wydam. 3 Maja 2018 roku w środku nocy wywieziono mi stado 50 owiec i kóz oraz dwa psy, a także próbowano wywieźć konie. Podczas najść w dniu 2 maja 2018 roku jak i w środku nocy 3 Maja 2018 roku nie sporządzono żadnego protokołu odbioru, nie zostawiono żadnego pokwitowania, że zostały zwierzęta wywiezione i gdzie i przez kogo oraz później nie dopuszczono mnie do oględzin przeprowadzanych na farmach wójta, gdzie zwierzęta zostały wywiezione, trute, głodzone i odwadniane. Na moim gospodarstwie w dniu 2 i 3 maja również nie były przeprowadzone żadne badania weterynaryjne na zwierzętach, które postanowili wywieźć. Policja, inspektor weterynarii i fundacja odmówili oględzin koni w mojej obecności, zaś w nocy 3 Maja 2018 roku fundacja i policja brali udział w polowaniu na moje konie. Po wywiezieniu moich zwierząt, gdy dzwoniłam następnego dnia na policję, do wójta i do PIW Olecko z zapytaniem, dlaczego wywieźli moje zwierzęta i dokąd - wszystkie te organy spławiały mnie. Policjant zaś szydził, że to nie są moje zwierzęta. Te wszystkie organy łącznie z organizacją pro zwierzęcą wykluczyły moją obecność podczas obdukcji zwierząt wywiezionych na farmę wójta. Obdukcja zwierząt miała miejsce na farmie wynajętej przez wójta dopiero po dwóch tygodniach przez które te 2 tygodnie zwierzęta były trute oraz intensywnie głodzone i odwadniane. Klika ta od samego początku i następnie przez kolejne okresy do dnia dzisiejszego mataczy w sprawie moich zwierząt, jednocześnie nie dopuszczając mnie do nich, aby to ma mataczenie było skuteczne. Również wezwany przeze mnie WIW Olsztyn czyli Wojewódzki Inspektorat Weterynarii w Olsztynie nie dopuścił mnie do oględzin moich zwierząt na farmie wójta. Ci wszyscy ludzie to są krętacze, którzy z premedytacją mataczą w sprawie moich zwierząt. Nie było podstaw do wywiezienia z mojego gospodarstwa zwierząt zgodnie z Ustawą o Ochronie Zwierząt. Zwierzęta nie były zagrożone śmiercią na moim gospodarstwie. Nie było i nie ma wyroku w sprawie zwierząt. Gdyby nie zostały wywiezione 3 maja 2018 roku w nocy - wszystkie by żyły. Ci ludzie doprowadzili je do śmierci. Ci ludzie popełnili przestępstwo znęcania się nad moimi zwierzętami. Znęcali się nad nimi ze szczególnym okrucieństwem u wójta na farmach przez niego wynajętych za grube pieniądze. Wykończyli 20 moich owiec i kóz plus rodzące się tam jagnięta i koźlęta. To jest prawdziwe oblicze ustawy o ochronie zwierząt i to jest prawdziwe oblicze złodziejskiego procederu pod tytułem "ratowanie zwierząt" w Polsce. Ta ustawa - ustawa o ochronie zwierząt łamie prawa człowieka oraz dopuszcza znęcanie się nad ludźmi i ich zwierzętami przez obce podmioty w sposób niesłuszny i nieuczciwie uprzywilejowane. Ta ustawa jest niezgodna z Konstytucją RP. Ustawa o ochronie zwierząt stanowi sama w sobie wyrok i karę dla wszystkich hodowców i rolników, ponieważ zezwala na karanie rolników i hodowców bez procesu sądowego i bez wyroku. Jest to ustawa w sposób oczywisty łamiąca podstawowe prawa człowieka: prawo własności, prawo do bezpiecznego życia, prawo do obrony i dowodzenia swoich racji. Zwierzęta są konfiskowanie w celu manipulacji materiałem dowodowym i mataczenia w sprawie. Do oględzin wywiezionych zwierząt nie dopuszcza się właściciela i jego weterynarza. Wystawia się rachunki za czynności i usługi, które nie były zamawiane przez właściciela i które nie wiadomo czy się odbyły i w jakim zakresie. Zwierzęta wywozi się w celu fabrykowania fałszywych dowodów przeciwko właścicielowi. Zwierzęta powinny być badane na gospodarstwie przed ich wywiezieniem i w obecności właściciela oraz wybranego przez niego weterynarza. Ustawa o ochronie zwierząt traktuje wszystkich rolników i hodowców jak przestępców, w dodatku przestępców bez prawa do obrony. Ta ustawa narusza zasadę, która mówi o tym, że człowiek jest niewinny i nie można go karać, dopóki mu się tej winy nie udowodni. Fundacja w obliczu braku dowodów, że niewinny właściciel zwierzęcia znęca się nad nim - fabrykuje te dowody. Ustawa o ochronie zwierząt jest ustawą totalitarną, wpisującą się w patologiczny ustrój komunistyczny. Propagowanie i wprowadzanie ustrojów totalitarnych w Polsce jest wbrew polskiemu prawu. Taka totalitarna ustawa nie ma prawa bytu w kraju demokratycznym, jakim jest Polska. Wnoszę o przesłuchanie wszystkich wymienionych przeze mnie świadków, a także powołanie biegłego do oceny mojego materiału dowodowego oraz porównania go z materiałem spreparowanym przez fundację i wójta. Wnoszę o powołanie biegłego do oceny zdjęć wykonanych przez fundację i wójta i ustalenie, w jaki sposób zdjęcia fundacji i wójta zostały zmanipulowane, przy użyciu jakiego filtra fotograficznego albo programu graficznego. Dodatkowo wnoszę o analizę budowy ciała zwierząt przedstawionych na fotografiach fundacji i wójta, ponieważ moje zwierzęta oraz w ogóle owce nie mają takiej anatomii, nie mają takich proporcji ciała jakie są widoczne na zdjęciach fundacji i wójta wykonanych na farmie wójta. Ciała owiec i kóz przedstawione na zdjęciach fundacji i wójta są nienaturalnie wydłużone i wychudzone. Podobnie rzecz ma się z końmi fotografowanymi aparatem wójta lub fundacji na moim podwórku w dniu 8 kwietnia 2019 roku. Zdjęcia koni wykonane przez fundację lub wójta na moim podwórku są retuszowane w sposób oczywisty. Konie mają zaostrzone kontury i podkreślone wklęsłości i wypukłości w ten sposób by uwidocznić żebra oraz ich ciała są optycznie zwężone. Wnoszę o porównanie zdjęć fundacji i wójta ze zdjęciami i filmami wykonanymi przeze mnie. Posiadam zdjęcia i filmy moich koni i innych zwierząt wykonane przed kradzieżą moich zwierząt i na żadnym z tych zdjęć zwierzęta nie są tak wychudzone jak na zdjęciach spreparowanych przez fundację i wójta. Ja posiadam zdjęcia moich koni wykonane krótko przed ich wywózką i one tak nie wyglądały jak przedstawiają to zdjęcia fundacji i wójta. Wnoszę o porównanie moich zdjęć i zdjęć fundacji i ustalenie, w jaki sposób zdjęcia fundacji i wójta zostały zretuszowane. Wnoszę o ukaranie Elżbiety Kozłowskiej za udostępnianie i publikowanie na internecie w tym na Facebooku oraz na re-volta dokumentów dotyczących spraw sądowych, które toczą się w sprawie moich zwierząt. Ta kobieta złamała prawo dotyczące RODO. Ta kobieta przedstawiając na internecie materiały oparte na fałszywych zeznaniach fundacji i podstawionych świadków wpływa na zeznania innych świadków. Ta kobieta ingeruje w prawidłowość procesu w tym ustalania dowodów w sprawie. Dokumenty te nie dość, że są zmanipulowane i oparte na fałszywych zeznaniach fundacji to wpływają one na zeznania świadków zeznających w moich sprawach. Elżbieta Kozłowska poprzez ich publikację w internecie wpływa na to co zeznają świadkowie w tych procesach, oraz te dokumenty i zmanipulowane zdjęcia służą fundacji do generowania hejtu przeciwko mnie oraz organizowaniu na mnie nagonki i prześladowania mnie przez internet. Do publikowanych przez fundację na internecie zdjęć Kozłowska dopisuje swoje fałszywe scenariusze generują w ten sposób hejt przeciwko mnie. W załączeniu foto moich zadbanych owiec na moim gospodarstwie. Https://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2021/02/owce-na-zielonej-ace-w-dniu-21-kwietnia.html

Izabella Redlarska
Czukty 1
19-420 Kowale Oleckie


sobota, 27 kwietnia 2019

Rocznica grabieży moich owiec I kóz


Niebawem rocznica grabieży moich owiec i kóz przez Fundację Molosy Adopcje pod wodzą Elżbiety Kozłowskiej.

Ta kobieta ukradła mi stado 50 owiec i kóz, a następnie oddała je w nieodpowiedzialne ręce, w złe ręce, które doprowadziły do zagłady mojego stada.

Teraz łąki świecą pustkami.  Brak wszystkich moich zwierząt. Efekt działalności zorganizowanej grupy przestępczej wspieranej ustawowo przez PiS.

PiS nie zabezpieczył w ustawie o ochronie zwierząt podstawowych praw i interesów hodowców i rolników doprowadzając tym samym do skandalicznych rabunków.

Naturalistyczna hodowczyni koni, owiec. kóz:
Izabella Redlarska, Rancho de Rebelle, Czukty 1, 19-420 Kowale Oleckie, Woj.Warmińsko-Mazurskie, tel. http://ranchoderebelle.blogspot.com/

czwartek, 11 sierpnia 2016

Moje stado owiec




Stajnia Hiacyntówka na Wzgórzu Indianki.
Widok Ranch'a..

Koniczyna - bardzo pożywna pasza dla zwierząt roślinożernych.


Owieczki do głaskania, kochania i strzyżenia :)

Stado owiec Indianki :) Moje śliczne! :)))

wtorek, 2 sierpnia 2016

Pranie wełny


Barwy runa naturalne.
Od góry: runo kremowo-jasno-beżowe,
Po lewej: popielato-beżowy melanż,
Po prawej: czerń z brązem.
oraz oczywiście fura popielato-siwego melanżu (tutaj run nie pokazanych).

Runo w barwie ecru wpadające w wanilię.
W realu ma widoczne waniliowe refleksy.
Runo z młodej owieczki, niezwykle miękkie i delikatne.


Waniliowe runo i brązowe.


Runo brązowe od zewnątrz jest brązowe, a od wewnątrz stalowo-siwe.


Pierwsze moczenie w miękkiej wodzie źródlanej.
Wiadomo, że taka źródlana woda jest dużo miększa niż woda wodociągowa z chlorem :)
Wodę w wiadrze nagrzewa Słońce.
Woda w rejonie Suwałk odległych od Ranch'a o ok. 50 km
 jest o wartości 26,04 stopnia twardości.
Wydaje mi się, że moja na Rancho jest miększa, bo
włosy bardzo mi się kręcą po umyciu w tej wodzie :)
Robią się miękkie i falujące jak jedwab :) Miodzio! :)))
A jaka smaczna woda z własnego źródełka! :)))
Indiance i jej zwierzątkom smakuje :)
Pierwsze moczenie. Woda niesamowicie brudna i tłusta.
Brud ładnie rozpuszcza się w lanolinie.


Prawie wszystkie owce ostrzyżone. Tylko jedna nie dała się ostrzyc. Pora prać runa. Cała fura tego!
Wszystko ręcznie. Moczenie we własnej lanolinie. Wygniatanie. Płukanie. Znowu moczenie. Wygniatanie. Płukanie. Itd. aż woda będzie czysta.

To ta, co nie dała się ostrzyc. Niedobra ty!
I tak cię dorwę, cwana owco! ;)))


sobota, 25 czerwca 2016

Moja naturalna, owcza wełna



Wełna z moich sympatycznych owieczek jest śliczna, puszysta, mięciutka, cieplutka. Nie mogę się doczekać, kiedy coś z niej zacznę robić.
Najpierw pranie oczywiście!